tag:blogger.com,1999:blog-39597257166345059082024-02-21T00:38:02.186-08:00Pływająca Kropka kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.comBlogger19125tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-6241905008036625252015-05-08T12:25:00.003-07:002015-05-10T14:19:57.858-07:00Kiepski blogerO tym jak kiepskim blogerem jestem, świadczy częstotliwość wrzucanych postów.
<br>
Powoli zaczynam otrząsać się ze snu związanego z pierwszym trymestrem. Potworne zmęczenie i senność trochę przeszły, ale mam za to nowe objawy ;) <br>
Powoli także, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy potrzebuje bloga w takiej formie. Czy w ogóle moja ciąża to jest coś, o czym chcę pisać i czym chcę się dzielić ze światem. W tej sprawie jeszcze nie zdecydowałam. Wiem jednak, że samego świata potrzebuję, jak powietrza. Dlatego wybieram się na małą wycieczkę. Powiedzmy sobie, taki ostatni szalony wypad z G., szusowanie po W. w poszukiwaniu książek i nałykaniu się klimatu obcego miasta. Liczę, że mózg mi się przewietrzy i jakoś popchnę wszystko do przodu.
<br>
<br>
Z frontu brzuchatego:
<br>
- dzieć po usg genetycznym w 12 tygodniu okazał się zdrów jak ryba i wskazywał na tendencje bycia Kornelią a nie Stanisławem w stosunku 9:1. Pod koniec maja idziemy na połówkowe i będziemy sprawdzać, czy coś nowego nie urosło między nogami (oby nie!)
<br>
- dostaję zadyszki, kiedy wchodzę na 1 piętro sprawdzić pocztę, a pantofle o szerokości mniejszej niż płetwy nie wchodzą w grę.
<br>
- tanim kosztem ubiorę się na wesele przyjaciół - jednak ktoś nade mną czuwa i zsyła mi wszystko, co jest na mojej liście życzeń, bo sukienka kosztowała 2 złocisze a jest zjawiskowa. Tylko jak ja wytrzymam w tych ekstra butach (20zł)?! Ale muszę, nie mam zamiaru być mamą-wielorybem. (Nie, to nie są szpilki, żeby nikt sobie nie pomyślał...)
<br>
- ogółem, mir z Paniami z SH pozwolił mi wypełnić moją ciążową szafę stosowną ilością ubrań na każdą okazję, które zamknęły się w kwocie 100zł ( o ile nie przesadziłam), zaś dzieć został wyposażony, co najmniej jakby był królową angielską i musiał zmieniać szmatki do każdego z wielu posiłków. Nie ma to jak znajome znajomych. Oczywiście, jeszcze czasem kusi mnie jakaś sukieneczka i daję wtedy upust swojemu instynktowi
<br>
- codziennie wieczorem prócz zestawu witamin przyjmuję jeszcze hałd małżowy w postaci masowania mojego brzucha. A tak serio to olejek ze słodnikch migdałów i balsam Palmers przeciw rozstępom, pozwala mi się łudzić, że wrócę do swojego dawnego ciała.
<br>
- Robimy porządki domowe. Wyrzucam, oddaję i przyjmuję (ubrania, meble, biżu, torebki i inne rzeczy, które nagle <sic!> okazały się zbyteczne). Za miesiąc mamy zamiar kupić dziecku szafę. Jeden wydatek, za to gruby... Na liście dzieciowej mamy jeszcze tylko przybory toaletowe, kosmetyki i pieluszki wielorazowe. Cała reszta wydaje mi się zbędnym luksusem...
<br>
- rozważam opłacenie położnej. Chcę urodzić maksymalnie naturalnie, bez ZZO, ale może z głupim jasiem (jeśli już), a na pewno bez nacinania krocza, które śni mi się po nocach.
<br>
- do innych objawów z książki doszły problemy z pamięcią do spotkań, wszystko-z-rąk-wypadanie i sny intensywne, które pamiętam i które zazwyczaj są okropne.
<br>
Na razie to tyle. Do przeczytania!
Powoli zaczynam otrząsać się ze snu związanego z pierwszym trymestrem. Potworne zmęczenie i senność trochę przeszły, ale mam za to nowe objawy ;)
Powoli także, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy potrzebuje bloga w takiej formie. Czy w ogóle moja ciąża to jest coś, o czym chcę pisać i czym chcę się dzielić ze światem. W tej sprawie jeszcze nie zdecydowałam. Wiem jednak, że samego świata potrzebuję, jak powietrza. Dlatego wybieram się na małą wycieczkę. Powiedzmy sobie, taki ostatni szalony wypad z G., szusowanie po W. w poszukiwaniu książek i nałykaniu się klimatu obcego miasta. Liczę, że mózg mi się przewietrzy i jakoś popchnę wszystko do przodu.
<br>
<br>
kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-51227198704713586222015-02-24T13:22:00.001-08:002015-02-24T13:23:26.907-08:00Potrzebuję...<br /><br />
<br /><br />
bliskości z Tamtymi ludźmi.<br /><br />
Szukam ich, choćby wzrokiem, na starych zdjęciach.<br /><br />
Albo w starych piosenkach.<br /><br />
Brak wspólnoty. Nawet z M. <br /><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="270" src="https://www.youtube.com/embed/BbzCMpehBw0" width="480"></iframe>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-58934024168467591392015-02-18T12:38:00.002-08:002015-02-18T12:41:06.192-08:00A miało być tak pięknie...Mąż mnie zapytał czemu na Kropce jest tak pusto, kiedy to powinien być tak intensywny czas?!<br>
Praca, praca, praca...
A po pracy? W tramwaju - śpię.
Na stojąco śpię.
Widząc łóżko gnam na zbity, z przeproszeniem, pysk i walę się w ubraniu, jak wlazłam - tak leżę.
Nawet w pracy przykleiłam się do akwarium w gabinecie szefa i uspokajający rybi plusk ululał mnie w sekundę.<br>
Walczyłam - bezskutecznie, już nie walczę. Poddałam się. Kropka chce spać - śpię. Kropka chce jeść - jem. Opróżniam zamrażarkę (chwała, że jestem chomikiem), oczami na zapałkach klecę kolejny rosół, czy jakiś inny jednogarnkowy badziew, wsuwam i wsuwam się w łóżko. Każdą chwilę, w której moje powieki leżą powyżej źrenicy zamieniam na ogarnianie domu i klecenie obiadów na kolejny dzień słabszczaka.<br>
Mam problemy z toaletą, a brzuch robi się bębenkowaty niezależnie od konfiguracji spożytych pokarmów. Musiałam odstawić moje gastro-ratunkowe-tabletki. Zważam na wszystko, co jem, choć czasami myślę, jakimż to fartem żyje tyle pokoleń ludzi, kiedy ich matki nie wiedziały, tego wszystkiego, co my: paliły, piły, kawę wsuwały i inne frykasy???<br>
Musiałam zakończyć odczulanie, więc jestem narażona na wszystkie infekcje mające początek w nosie. No i w plecy mam 1/4 kuracji :(
KROPKO! Tylko nie wykręć nam numeru, bo z tak wielu rzeczy trzeba dla ciebie rezygnować...<br>
Nadal chodzimy na swing. Uparłam się. Obiecałam, ze nie będę za bardzo podskakiwać w pierwszym trymestrze, ani próbować bardziej skomplikowanych figur. Marcin się boi i w piątek mam zapytać dr. Pipki, czy w ogóle tańczyć można, tak "na początku". Werdyktu boję się okrutnie, toć to jedyna rzecz teraz, która mnie trzyma "przy (prze)życiu" tygodnia. Tak naprawdę, to smutno mi najbardziej z tego powodu. (w końcu nie zdążymy wrócić na październikowy semestr Średniozaawansowany - ech...)To było jedno z marzeń, które wreszcie udało się zrealizować. Ale jest KROPKA, a nie można mieć wszystkiego.<br>
Tata Tygrys nie wytrzymał i zamówił misia dla Kropki. Misia, którego studiowałam zaraz po tym, jak się dowiedzieliśmy. Miś, może nie jest najważniejszy, ale taki symboliczny. W mojej wyobraźni i pamięci miś jest nieodłącznym obrazem dziecka. Ja pierwszego dostałam do szpitala, zaraz po urodzeniu. Tygrys wybrał misia z Endo, i kupił mu od razu ubranko. "To tak z okazji walę w tynek, dla Mamy i Kropki". Nie obchodzimy tego zagranicznego Święta, ale T. wykorzystał okazję, by wyrazić swój zachwyt.
Łazi teraz za mną z podręcznikiem "do dzieci" i sprawdza wszystkie objawy. :))) <br>
Fakt, faktem, że chyba zaczyna mi wszystko wonieć. Choć objawy te wydają mi się iluzoryczne, ponieważ detergenty,których zazwyczaj używamy, zyskały nowy, kwiatowy zapach, który, myślę, drażniłby mnie, także i bez dzieciora.<br>
Ja też pękłam. Nie mówiłam T. o przesądach związanych z kupowaniem rzeczy wcześnie. Pobiegłam do SH, gdzie widziałam śliczne trampeczki dla maluchów, no bo co, jak co, ale okazje w SH bywają jednorazowe. Żyję teraz z przemożną chęcią paplania o tym wszystkim, jakiegoś idiotycznego obnoszenia się z tym faktem, łażę z kretyńskim uśmiechem na twarzy i mam wrażenie, że o mojej zawartości informuje napis na czole.
<br>
<br>
<br><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6Z9D2l-z1REeKdXBiBi-APg2NNRHInXz1nwDs4TWntG_Q5FYRXhocLEu_jYvKpXvNrmsRKxmsT_ytMh7WCyAVUGhLaU7iykuFgVBmvjCHXhr0RC12ixNDPxNEL4w3KcM_DTWhZvLX-zWL/s1600/mi%C5%9B.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6Z9D2l-z1REeKdXBiBi-APg2NNRHInXz1nwDs4TWntG_Q5FYRXhocLEu_jYvKpXvNrmsRKxmsT_ytMh7WCyAVUGhLaU7iykuFgVBmvjCHXhr0RC12ixNDPxNEL4w3KcM_DTWhZvLX-zWL/s320/mi%C5%9B.jpg" /></a></div>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-81251788020117201422015-02-08T10:41:00.002-08:002015-02-08T10:44:50.100-08:00.Fakt czy przywidzenie?<br>
Patrzy człowiek, patrzy i nie może uwierzyć. Cieniutki pasek pojawia się w strefie T , tak cieniutki, że myślę, że to sobie w wyobraźni dorysowałam.
Jednak coś jest inaczej. I to wewnętrzne poczucie, że tym razem wszystko poszło, jak trzeba. Bolesne piersi, brak obsypania pryszczami przed okresem, brak innych mniej smerfnych symptomów nadchodzącej cioci. Trzeba podejść zdroworozsądkowo, poczekać dwa dni i pójść na test z krwi.<br>
Idę, biorą, daję. Wieczorem klikam w monitor co 5 minut i o każdej pełnej godzinie i nie mogę się nawet cieszyć z nabycia nowej zabawki jaką jest skaner do negatywów.
<br>
21:30 - jest wynik.<br>
<br>
Jest Kropka! Jest.
No to co teraz będzie?!
W niedzielę dla wszelkiego upewnienia robię kolejny test. Nie ma wątpliwości, wielka czerwona krecha pojawią się od razu. Cieszymy się. Czas przejść do następnego etapu.
<br>
<b>581,50<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8Qdf4qzf6VUxzAmawUErkhRaEHLzk7YFrL4c0lyX8tcluIgw3p-IETaGMTmZsYS3GbXEMxonaRjo9X2RpPQfwbZchq1Czmv3deJTxX0b0Aw0V1ocRlGL-TxevVJUXGzwpOz40_8V5Rs4K/s1600/test+c.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8Qdf4qzf6VUxzAmawUErkhRaEHLzk7YFrL4c0lyX8tcluIgw3p-IETaGMTmZsYS3GbXEMxonaRjo9X2RpPQfwbZchq1Czmv3deJTxX0b0Aw0V1ocRlGL-TxevVJUXGzwpOz40_8V5Rs4K/s320/test+c.png" /></a></div></b>
<br>
Czy będzie zdrowe?
<br>
Czy nic mu się nie stanie przez te 9 miesięcy?
<br>
A myślałam, że mi ta myślenica i nerw przejdą, jak zobaczę, co zobaczyłam. A guzik.
kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-26811525060639131912015-02-03T10:37:00.002-08:002015-02-08T10:43:31.971-08:00Wszystko się może zdarzyć.Po trudnej końcówce roku Szczura, próbujemy się zrestartować.<br>
M. miał dwa zlecenia, ale niczego stałego spodziewać się nie możemy.<br>
Przestaliśmy planować i robić zbyt wielkie kręgi.<br>
Trochę nudy i już.<br>
(a może nie już?!)<br>
<br>
Jest KROPKA!!!
<br>
Ale czy naprawdę, dowiem się z beta w pt.
Dobranoc :)<br>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-80317618206698572872014-10-13T09:24:00.002-07:002014-10-13T09:27:52.598-07:00I znowu październik
Na październik czekam co roku. Najczęściej jest słoneczny, ciepły i kolorowy. Nie przeszkadza deszcz i chmury, bo i one noszą w sobie jeszcze coś z lata.
W październiku jeździmy do Katowic, do Przyjaciela poprzytulać wszystkie koty, zjeść bułkę kukurydzianą z pobliskiego sklepiku. Znów się czymś zadziwić i zachwycić i zrobić jak co roku mnóstwo zdjęć w Chorzowskim parku. Kolejny rok planować wypad do wesołego miasteczka, które w październiku już nie działa i przyklejać nos do szyby cudu zwanego Mlekomatem.
<br /><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAvYuBA2eyk6yJBvb8rCaR9RSy23Z41J4vEkA2ZgR8S-zdCeXN-SOWH65glUQxA_nUjvlKpe0zw85MoLUzmxpRtdh6gXTIj4eOJ_EUYfGDhqgulEVCd1hCqxE2qja-rAgr0ypzFUyWLVA/s1600/mlekomat.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAvYuBA2eyk6yJBvb8rCaR9RSy23Z41J4vEkA2ZgR8S-zdCeXN-SOWH65glUQxA_nUjvlKpe0zw85MoLUzmxpRtdh6gXTIj4eOJ_EUYfGDhqgulEVCd1hCqxE2qja-rAgr0ypzFUyWLVA/s200/mlekomat.png" /></a></div>
<br /><br />
W tym październiku jest inaczej. Przyjaciel się zakochał i ma mniej czasu, jakoś nie idzie zgrać wolnego czasu. M. wylali z pracy, bo okazał się za drogim pracownikiem, a firma w końcu musi wykazywać duże zyski. To nic, że był twórcą działu, w którym pracował. Miał za wysokie kwalifikacje, a oni potrzebują studenta, co tanio, szybko i za byle pieniądz zrobi. Jest jak w filmie, wypowiedzenie kończy się na Święta. Powoli myślimy o tym, ze będzie trzeba wyprowadzić się z mieszkania, które wynajmujemy. Okres mi się przesunął, po tej wiadomości (tak myślę). Nie odpuszczamy. Obiecaliśmy sobie, że trudno, że wiatr w oczy. Nadal będziemy próbować, a jeśli się uda, to będziemy się cieszyć mimo wszystko. I jest teraz jak w piosence TLove:
<br /><br />
<br /><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="270" src="https://www.youtube.com/embed/Hgmkiyorb5M" width="480"></iframe>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-78960803167515496602014-09-02T13:24:00.002-07:002014-09-02T13:24:56.253-07:00Takie zabawyMinęły wakacje i czas urlopu daleko za siódmą górą i rzeką, na najbardziej wysuniętym kawałku Europy, w portugalskiej Lizbonie. Było pięknie bo było ciepło i razem. Liczyliśmy na ten wyjazd, że odpoczniemy, pobędziemy ze sobą i że nasz mały ktoś zacznie się w tej specjalnej atmosferze. Nie zaczął. Z każdym odliczanym dniem, połykanym prochem i odfajkowanym zadaniem wydawało się nam, że jesteśmy co raz to bliżej celu. Nie teraz, to za miesiąc. Niestety. Po drodze wyszło jeszcze kilka nieśmiesznych akcji. Czeka mnie kolonoskopia, której boję się jak niczego bardziej, choć może bardziej będę się bała badania histopatologicznego po kolonoskopii. Żeby tego było mało złapałam zapalnie pęcherza, a w następstwie tego zapalenie nerek. Nigdy nie spodziewałam się, że może mnie coś tak boleć, że nie jestem w stanie dojść do domu przez ulicę.
Drugi tydzień antybiotyku i właśnie wtedy pod nogi spada mi książka "Encyklopedia zdrowia kobiety", na stronie, na której są wyszczególnione w punktach problemy przez które nie można zajść w ciążę. Mniej więcej w połowie było zapalenie nerek. Myślałam, że ryknę, a z oczu na wszystkie strony siknie mi prysznic żalu, który wypełni całą salę, aż z radością utonę. Niestety i to się nie stało. Za to w tle słyszałam rozmowę ciężarnej (3 dzidziuś) koleżanki z koleżanką jednodzietną, co to posłała pierwszy raz dziecko do przedszkola. Tak, to była dokładnie scena z "Dnia świra", ta scena z pociągiem i kwokami. Żal i złość i wszystko co negatywne próbowało za pomocą pary i uszu i gromów ciskanych z oczu, wyjść ze mnie. Nadaremno, bo cierpliwość moja miała się ku końcowi, po trzech dniach babskiego o dzieciach pieprzenia (w tle) non stop przez 8h, zamknęłam się w wc wysyłając wygnały S.O.S. do męża.
w tramwaju jadąc zduszona jak sardynka, doliczyłam się 4 brzuchów. To nie był rekord (chyba, że w prędkości dostrzegania). Rekord to 7 podczas jednego spaceru po Wieliczce. Takie mam teraz zabawy...
</br>
</br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeKNG8Ee1mWj0qAPennPuGWzQXKsgjgSdpdZCw-A_UVQn22EBOoyKLvOie22XtTzjO1LASWZYE9u1Xq7MP60Qx8wiqH7niCF9uxrwBgl5VmUu8aYOlYyjBUazr0XPi55ikfEFdKuzyHs9P/s1600/Lomogram_2014-04-08_04-25-34-PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeKNG8Ee1mWj0qAPennPuGWzQXKsgjgSdpdZCw-A_UVQn22EBOoyKLvOie22XtTzjO1LASWZYE9u1Xq7MP60Qx8wiqH7niCF9uxrwBgl5VmUu8aYOlYyjBUazr0XPi55ikfEFdKuzyHs9P/s320/Lomogram_2014-04-08_04-25-34-PM.jpg" /></a></div>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-28337109767292072312014-06-25T13:46:00.004-07:002014-06-25T13:53:46.010-07:00Kropka start! i trochę o kosmetykachJakiś czas temu zaczęłam przyglądać się temu co jem. A raczej co serwują nam sklepy, warzywniaki i ogólnie przepisy prawne dopuszczające wiele trucizn w niewielkich dawkach w jedzeniu. Po drodze przyszedł też czas na kosmetyki.
Z uwagi na fakt, że po zamieszkaniu w NH jakość wody w kranie dramatycznie mi się pogorszyła i moja skóra od razu to odczuła, zaczęłam (choć niechętnie z uwagi na portfel) szukać kosmetyków bliższych naturze.
<br>
Na warsztat poszła długo używana przeze mnie Ziaja.
Marka jak marka - wszystkim znana, sprzedawana głównie w aptekach, a w ostatnim czasie także w marketach i sklepikach franczyzowych. Dopóki mieszkałam w innej części miasta, było w porządku. Przynajmniej w kwestii mleczka do ciała, żelu pod prysznic, płynu do higieny intymn i kremu. Efekty były dalekie od ideału (tzn od miłej, przyjemnej i nawilżonej skóry po stosowaniu kremu Bielendy - miód i bursztyn - obecnie już niedostępnego - swoją drogą dlaczego?!), ale można było uznać, że krem daje radę. Używałam kilku rodzajów, awokado, biała herbata, nagietek - jednakże zawsze miałam wrażenie, że część tłusta kremu kompletnie nie wiąże się z częścią "wodnistą" i przez to krem się nie wchłania. Jak to zwykle bywa, jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze i finalnie był to powód do używania tego kosmetyku, zwłaszcza po niepochlebnych recenzjach lekkich kremów Nivea i przetestowaniu powyższych. Szampon za to już na starcie był porażką. Wysuszał moje cienkie włosy do postaci siana sterczącego spomiędzy ścierniska. Po akcji jedzeniowej postanowiłam oglądnąć etykietkę pod względem długości listy składników, ich miejsca w składnikowej kolejce. I tu Ziaja niestety podpadła na całej linii. Jedynymi kosmetykami, które przetrwaly próbę czasu są płyn do higieny intymnej <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://ziaja.com/uploads/products/9a/9afebae26572686ed56ca7d899d74e79.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://ziaja.com/uploads/products/9a/9afebae26572686ed56ca7d899d74e79.jpg" /></a></div>
oraz krem do rąk z zeszłorocznej linii kosmetyków, który wchłania się błyskawicznie i po posmarowaniu na noc, daje przyjemny efekt odnowionych rąk! <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://ziaja.com/uploads/products/94/94c36dcd7449e2c45fb2a09d57925098.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://ziaja.com/uploads/products/94/94c36dcd7449e2c45fb2a09d57925098.jpg" /></a></div>
Płyn do higieny intymnej został przeze mnie także wybrany metodą prób i błędów. W fali szaleństwa "dobrych kosmetyków" przerzuciłam się na pewien czas na całościowy pakiet zachwalanego przez blogerki ciążowe Białego Jelenia. Jeleń ze mnie straszny, ale dałam się nabrać. Niestety marka zdechła, ale po kolei. Kupiłam jeleniowy płyn i owszem "wszystko fajnie", ale lepiej chronił mnie przed bakteriami płyn Ziai. Po tej próbie, ponownie zmierzyłam się z bakteriami w naszej (jak się domyślam) niezbyt zadbanej pracowej toalecie. Ma się rozumieć walkę przegrałam, po kuracji powróciłam do Ziai. Jest gut!
<br>
Inne Jelenie których próbowałam:<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNzJOGySd57ZJGa6p1kbBn6FzuYaI-4QPOLV33KW0KnajWRLHH9xiES7-uR-uY29iN0d3BigjuPTaFHiMkftS74pDcCfLr-mIXTE4OHQ5Kryqgye7ukLkCBTyBplh6IMCxsz2iVXsWrNvW/s1600/Lomogram_2014-02-14_05-58-36-PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNzJOGySd57ZJGa6p1kbBn6FzuYaI-4QPOLV33KW0KnajWRLHH9xiES7-uR-uY29iN0d3BigjuPTaFHiMkftS74pDcCfLr-mIXTE4OHQ5Kryqgye7ukLkCBTyBplh6IMCxsz2iVXsWrNvW/s320/Lomogram_2014-02-14_05-58-36-PM.jpg" /></a></div>
Szampon - podobnie jak Ziai - porażka, wysuszał mi włosy i także skórę głowy. Na dodatek mimo napisu hipoalergiczny (napis ten jest na wszystkich kosmetykach Jelenia) zawiera w sobie osławiony SLES. Niby to łagodniejsza wersja SLS, ale jednak. Mój czerep tego nie zdzierżył.
Żel pod prysznic niestety po dłuższym użyciu zaczynał mnie uczulać - swędziała mnie cała skóra.
Z uwagi na te dziwne objawy, które zaczęły mnie dopadać w tym mieszkaniu, udałam się w dwa miejsca: do alergologa i do dermatologa. Alergolog w testach płatkowych nie wykrył NIC, podobnie jak dermatolog. Ten drugi jedynie zalecił ponowną zmianę kosmetyków - najlepiej na Vichy.
Francuzy niestety dają po kieszeni, więc złapałam się innej marki - tańszej i skuteczniejszej. Zanim jednak o tym, to jeszcze parę słów o Jeleniu. Prócz szamponu, płynu do higieny intymnej i żelu przerobiłam także: żel do pielęgnacji twarzy - może być, ale jak większość kosmetyków na rynku tego typu - efekt czystości uzyskiwany jest kosztem wysuszenia skóry.
Mydło glicerynowe nagietkowe - rewelacja pod względem zapachu i przyjemności z korzystania, wadą jest jednak cena ponad 2 zł za maleńką kostkę i szybkość jej zużycia.
Standardowe mydło szare, które polecam na wszystko i do wszystkiego.Prócz mycia się, stosuję je także do prania bielizny, jest środkiem delikatnym i skutecznym. Minusem jest dosyć specyficzny acz nie nieprzyjemny zapach oraz to, że po reaktywacji marki z wielkiej kostki za 2 złocisze pozostała mała kostka (wielkość przeciętnego mydła) za złotych 2.60;
<br>
A teraz o moim odkryciu!
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLIRKAR1_4j-8KC-DaWkcvHaEHLqTbftfqJ6DPhkcoAl5DAOqIahMUlc4Lyn8cAda6ISWCvt6o7rewWHwSlmWGIrWvLbaZazMFUflOiQ9hBhdx7TLip-nCF7WjuAJnSTuM_4v2WkbXyck1/s1600/Lomogram_2014-03-01_03-26-36-PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLIRKAR1_4j-8KC-DaWkcvHaEHLqTbftfqJ6DPhkcoAl5DAOqIahMUlc4Lyn8cAda6ISWCvt6o7rewWHwSlmWGIrWvLbaZazMFUflOiQ9hBhdx7TLip-nCF7WjuAJnSTuM_4v2WkbXyck1/s320/Lomogram_2014-03-01_03-26-36-PM.jpg" /></a></div>
Seria Eco firmy AA jest świetna. Krótka lista składowa, wyciągi z roślin znajdują się zaraz po tłustych bazach. Na każdym opakowaniu jest napisane ile składników naturalnych znajduje się wewnątrz, kosmetyki nie są perfumowane. Moje pierwsze spotkanie z nimi to próbka balsamu do ciała z dyni. To byl strzał w dziesiątkę, niestety trudno go dostać i świetny balsam mimo gęstej konsystencji szybko się kończy <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://www.aptekaolimpijska.com.pl/images/aa_eco_balsam_150.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.aptekaolimpijska.com.pl/images/aa_eco_balsam_150.jpg" /></a></div>(tubka 150 ml/ 34zł- a przynajmniej tyle płaciłam w najtańszej aptece stacjonarnej)
Pozostałe kosmetyki to krem śliwkowy - mocno ściąga i świetnie się wchłania. Człowiek czuje, że kosmetyk na jego twarzy wykonuje jakąś pracę.
Duża tubka to marchewkowy żel do twarzy - nie wysusza, czyści i daje uczucie świeżości, bez zbędnego dodatku sztucznych smrodków.
Trzecia tubeczka to krem pod oczy z dzikiej róży. Stosuję go rano, bo nigdy nie dosypiam i mam straszne cienie pod oczami o tej biednej 5tej rano. Po kremie znikają i w pracy (o 7mej) nie widać już, że się człowiek nocą szlajał. Podobnie jak krem śliwkowy - mocno pracuje ze skórą.
Te trzy kosmetyki można dostać zarówno osobno jak i w zestawach - ja poluję na zestawy, są bardzo ekonomiczne, zestaw to ok 50zł wydatku, ale naprawdę się opłaca. Kremy wystarczają mi na kilka miesięcy. Trzeba przyzwyczaić się do braku zapachu lub zapachu podstawy glicerynowej.
<br>
<br>
<br>
Na zakończenie i zupełnie nietematycznie: pojawiła się druga kreska na teście LH. Mocno spóźniona, ale i tak się okrutnie cieszę. O testach i jeszcze innych nowościach w mojej kosmetyczce prawdopodobnie w następnym poście.
A dla moich Czytaczy - najnowsza moja muzyczna miłość:
<br>
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="270" src="//www.youtube.com/embed/K5KAc5CoCuk" width="480"></iframe>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-49584176909085815912014-06-22T11:13:00.001-07:002014-06-22T11:13:09.561-07:00Gdzie moje jajko? - rzecze Kura.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://www.domowelaboratorium.pl/assets/images/produkty/lh_small.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://www.domowelaboratorium.pl/assets/images/produkty/lh_small.jpg" /></a></div>
<br>
<br>
To żadna tragedia. No żadna, ale osobista. Zero skupienia, tylko łażę i łażę po tym domu, a jutro egzamin na prawko - teoria nr 1 i mam nadzieję ostatnia.
To śmieszne, bo to pierwsza próba, ale wyczekiwana od roku, (próba bycia mamą, nie próba egzaminu ;)), a denerwuję się tym niezmiernie. Tak wiem, 3-6 miesięcy zdrowym ludziom to zajmuje, tak wiem, nie schizować się. Tylko gdzie moje jajko??? Szaleńcze liczenie zaczęłam już kilka miesięcy temu za podręcznikiem "W oczekiwaniu...", tak na próbę, żeby zobaczyć jak to jest i czy to w ogóle to jest realne. Do pracy mam na 7mą, więc wstaję 4.45, a mierzenie temperatury o tej godzinie to jest po prostu samookaleczenie. Na szczęście termometr zapamiętuje dane na później. W tej metodzie najpierw wyszło, że mam w tych godzinach nienormalną temperaturę bo jakieś 34st C praktycznie codziennie. Koleżanka powiedziała mi, że powinnam mierzyć w ustach i owszem podziałało - mam 35st. Na kursie prawka, na lekcjach z ratowniczką medyczną, owa powiedziała, w kontekście zajęć, że taka temperatura to już prawie śmierć. Wspaniale, a więc jestem żywym trupem, przynajmniej pod pachą!
Po dwóch miesiącach bez zmian i bez skoków temperatury - przynajmniej dla mnie wyraźnych, zarzuciłam metodę.
W międzyczasie kalendarz zapełnił się pomiarami śluzu i miękkości szyjki. Szyjka? Słaby ze mnie medyk, jest zawsze taka sama. A mazie te i owe też nie zachowują się standardowo. Dwa miesiące i dość. Okres mam teraz sterowany Luteiną, bo jak powiedziałam lekarzowi, że działa normalnie (czyli spóźnia się 1-2-3 dni) to powiedział, że to nienormalne. Ha! To jeszcze nie wie, że nienormalnie to tydzień albo więcej. Okres więc działa.
Na kolejnym etapie odkryłam LH testy. Postanowiliśmy użyć ich jako antykoncepcji (tak, tak z pełną premedytacją, że jak będzie to będzie super, niestety test pomylić się nie chciał!) i dzidziusia nie było. Były za to dwie kreski na testach, kiedy pojawiało się jajko. Teraz, kiedy już jest po zabiegu i na jajko czekamy jak na zbawienie, po idealnie wypadającym okresie i skrupulatnym liczeniu na teście w ciągu ostatnich 5 dni nie pojawiła się moja kreska. Tak, złośliwie i z premedytacją nie pojawiła się. I jest mi źle, bo nie piłam alkoholu, nie szalałam byłam spokojna i zadowolona. Zero stresów, więc, gdzie moje jajko?!kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-21398844771187311362014-06-09T11:43:00.002-07:002014-06-09T11:43:18.526-07:00Done! Po długim i wyczerpującym weekendzie z trzydziestoma paroma stopniami za oknem i 1500 pytaniami w programie do nauki jazdy mogę wszem i wobec obwieścić, że zdałam test wewnętrzny. Potem zjadłam fest-tuczące lody i dałam sobie spokój z pytaniami na dziś. Od jutra czeka mnie znowu wzmożona praca - prawdopodobnie pod koniec tygodnia otrzymam dokumenty i będę się mogła umówić na egzamin w ośrodku.
<br>
Nieliczni Czytacze - trzymajcie kciuki! Wszystko to przecież z myślą o Pływającej Kropce.
<br>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://boofsbooks.files.wordpress.com/2010/12/hurray_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://boofsbooks.files.wordpress.com/2010/12/hurray_1.jpg" /></a></div>
<br>
Obrazek pożyczony ze strony: http://boofsbooks.wordpress.com/2010/12/16/and-the-winner-is-2/
kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-50589131422846713152014-06-04T10:40:00.001-07:002014-06-04T10:40:31.097-07:00Już!<br /><br />
Albo raczej nie do końca. Już skończyłam te okropne jazdy, jeszcze nie zdałam egzaminu!<br />Boję się śmiertelnie, bo to w końcu takie ważnie, nie zrobić komuś krzywdy i sobie jak się jeździ.<br />Nie zawieźć Rodziny, co zainwestowała i co liczy na to, że się zda.<br /><br><br />Już, bo już czerwiec,ten upragniony i wyczekiwany, z taką ogromną niecierpliwością. Termin zabiegu usunięcia znamiona przesunął mi się o tydzień wcześniej, więc mam tydzień więcej na zagojenie przed wakacjami w Lizbonie. Tydzień więcej na oczyszczenie organizmu z podanego znieczulenia. Boję się tego zabiegu, bo tym razem (już drugim) pieprz jest z przodu i będę widzieć jak mi grzebią w ciele (na samą myśl jest mi niedobrze!). Boję się też tego, że jak wróci próbka z badań to usłyszę coś strasznego i wtedy jak w Balladynie spadnie na mnie grom z jasnego nieba i powali tą wiadomością. Oczywiście to czarnowidztwo, ale trudno się nie schizować, jak akcja się powtarza. Podwójnie przykry będzie to dzień, ponieważ nie będzie ze mną Małża, tylko Przyjaciel. Przyjaciel dobra rzecz, ale Małż lepszy, zwłaszcza w opresji!<br /><br><br />Do zespołu leków ;) dołączył jeszcze jeden. Lęk przed samym sobą, bo przecież tak bardzo chcę tej małej poczwary, że jeśli za pierwszym razem się nie uda, to jak mniemam dostanę świra. Wiem, wiem. To wszystko biologia i trochę szczęścia. Wiem, wiem, u absolutnie zdrowych to trwa między 3-6 miesięcy w porywach do roku. I co z tego, wiedzieć to jedno, a czuć to drugie. <br />Jest jeszcze aspekt socjo-rodzinny. Wprawdzie nikt nas tym tematem nie zadręcza, nikt o nic nie pyta, ale mam poczucie, że będę mieć sobie za złe, jeśli świeżo upieczone małżeństwo kuzynów będzie szybsze. Małż mówi, że to nie wyścig. No nie wyścig ja wiem, ale w psyche jest coś takiego, że nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Co innego jakby to było równocześnie, to nawet takie marzenie mam, że by się nam razem jakoś to dało fajnie zgrać, bo mieszkamy niedaleko i można by razem dzieci wietrzyć i wzajemnie sobie podrzucać i rodzinnej było by, tak jak mi się zawsze w dzieciństwie roiło, patrząc na innych i nie mając samemu rodzeństwa. <br /><br><br />Podsumowując. Umysł babski jest tak skomplikowany, że czasem sama się sobie dziwię, że wytrzymuję ten natłok sprzeczności i nie wyszłam jeszcze z siebie i nie stanęłam obok.<br /><br><br />Do usłyszenia niebawem, jak tylko ciut pooglądam skrzyżowań na komputerze!<br /><br><br /><br><br /><br />
P.S. A tych pod postem kocham, och kocham!<br /><br />
<br><br /><br />
<br> <br /><br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="344" src="//www.youtube.com/embed/KhiaIXp79Is" width="459"></iframe>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-92083451878535828452014-04-23T13:20:00.001-07:002014-04-23T15:04:32.120-07:00Przerywam ciszęDziś jest mi wyjątkowo trudno.
<br>
Taki myk: wkurzona odcięciem od świata postanowiłam podpisać umowę w salonie telefonii komórkowej i mieć internet "ze sobą". Tak. Mam bystrą słuchawkę, ale bez internetu. Mąż mnie odświeża i oddinozaurza. Ja się przez niego cyfryzuję. Dostałam tego bystrzaka na urodziny w listopadzie, ale internet to jakoś mi tam nie pasował. Może jak już ogarnę się na te aplikacje i przestanę wreszcie wciskać coś "niechcący" to może będę posty puszczać z komórki. Będzie (niby) częściej!
<br>
To taki nawias był. Teraz o tym co trudne.
Ostatnio odnoszę wrażenie, że otacza mnie co raz to więcej osób, które w jednym z najszczęśliwszych momentów swojego życia doznają jednocześnie największej tragedii, mianowicie utraty dziecka (na różnych etapach zaawansowania ciąży). Przeraża mnie to. Nie są chorzy, ani "starzy", wszyscy z pierwszym dzieckiem i przed 30ką. Ułożeni i pozbawieni nałogów. Co jest grane?!
W moim otoczeniu, namacalnym, niewirtualnym naliczyłam takich przypadków 4.
Największe wrażenie zrobił na mnie ten, o którym dowiedziałam się dwa dni temu. Koleżanka, która ze swoim świeżutkim, zeszłorocznym mężem kłóciła się o dzidziusia "teraz czy za rok" doznała swojego szczęścia podwójnie. Miały być bliźniątka. Miało być pięknie, ale ciąża była skomplikowana i dzidziusie pchały się na świat 2.5 miesiąca wcześniej. Tylko, że jedno było za malutkie i nie dało rady.
Jestem pod wrażeniem, że minęło tak niewiele czasu, ale oni w obiektywie zdjęć z Wielkiej Nocy trzymają się dzielnie i prosto. Potrafią się uśmiechać. Popycha ich do działania drugi maluch. Ona taka malutka i drobna zmieściła w sobie tak wiele. Odkąd się dowiedziałam, jestem z nimi myślą i przerażenie mnie nie opuszcza. Te wszystkie sielskości popadły w wątpliwość. Nigdy nie uważałam, że poród jest piękny, ani miły. Zawsze myślałam o tym jako o czymś obrzydliwym. Jak o mięsie Grochowiaka.
<br>
<br>
<i>Bo życie
<br>Znaczy:
<br>
<br>
<br>Kupować mięso Ćwiartować mięso
<br>Zabijać mięso Uwielbiać mięso
<br>Zapładniać mięso Przeklinać mięso
<br>Nauczać mięso i grzebać mięso</i>
<br>
<br>
/S.Grochowiak, Płonąca Żyrafa/
<br>
<br>
Jednak gdzieś spod mojej grubej skóry oporu wychylała się euforyczna i wydawałoby się sadomasochistyczna myśl o tym, że to piękne. Że mimo wszystko chcę. I tak jak dziewczęta wojenne gotowe były na śmierć, ale nie na rany, tak ja w swoim postrzeganiu tego skomplikowanego procesu byłam gotowa na ból i komplikacje, ale nie na śmierć. Nawet cudzą. Choć bliską. Mam teraz z Nimi żałobę. Dzielę ją razem, bo uważam, że to mogłoby przytrafić się mnie, ale nie mojej Mrufce. Mnie, bo ja całe życie się zapierałam, że nie chcę, że fe i matka mi prorokuje, że tak będzie, jako rzekłam, a kobyłka u płotu. Ale nie mojej M. bo ona zawsze chciała, pragnęła, była otwarta i przyjęła bez gadania zbędnego dwa zamiast jednego. Zamiast planowania, liczenia dni i mierzenia temperatury.
<br>
<br>
Źle mi bo czuję ten dysonans.
<br>
<br>
<br>
I jeszcze dlatego, że nie czuję się kobietą. Bo to, że je masz na rękach, chociaż przez minutę, to cię odradza na nowo, jesteś już wtedy kimś innym. W <i>Mundrych</i> (nowej ksiażce z Czarnego, pochłoniętej przeze mnie w jedną noc) znalazła się wypowiedź Pani Embriolog. Ona zobaczyła, że ludzie stają się rodzicami, widząc chociażby szklaną płytkę pod mikroskopem, z czymś, co już nie jest odrębne a wspólne i jednocześnie jest czymś innym, osobnym. Jesteśmy tacy ambiwalentni. To genialne. I trudne.
kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-22472625776812715622014-04-02T13:16:00.002-07:002014-04-02T13:16:30.351-07:00Telegraficznym skrótem czyli o matko! to jednak ktoś to czyta :)Do wszystkich Milusińskich, Zainteresowanych.STOP.Żyję.STOP.Zaczęłam zdobywać prawo jazdy.STOP.Przygotowuję notkę w telefonie, ale, żem dinozaur (w sensie, że nie mam internetu w smartfonie), to zasiadanie przed kompem sprawia mi wiele trudności.STOP. Dziękuję za odwiedziny, dobrej nocy.STOP>
(szkoda, że telegramy już nie istnieją, to było coś...)
kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-57151179585272108272014-03-03T08:55:00.003-08:002014-03-03T09:08:43.907-08:00Cała oczekiwaniemJak bardzo potrafię stać się oczekiwaniem?<br />
Kto mnie nie zna, nie wie.<br />
Kiedy oczekuję na paczkę czy list, stoję przyklejona do okna. W pracy robię szybki przemarsz od drzwi do drzwi - wszyscy oczywiście widzą i wiedzą, że czekam. Kurier od wejścia zostaje poinformowany, przez któregoś z kolegów, że jest tu jedna taka, co już szaleje z tęsknoty za nim i jego dla niej przesyłką. Podśmiewają się ze mnie, a mnie wcale nie jest niemiło. Muszę tak czekać, bo inaczej eksploduję. Niecierpliwa? Nie wiem. Po prostu oczekiwanie bywa miłe. Podsyca we mnie życie. Istnieje cel.<br />
<br />
Zawsze był jakiś cel. <br />
Prawie wcale się nie udawało. Szybki <i>change</i> i nowy cel, żeby nie zejść z braku oczekiwania.<br />
Niedawno jednak zabrakło takiego celu. Nastąpił przesyt. Przesyt wszystkiego, czego można dotknąć. I regres, do wspomnień. <i> </i><br />
<br />
<i>Mam dosyć wspomnień/ Z trudem ogarniam własny dom</i><br />
<br />
Taki to etap mi się przydarzył.<br />
Czemu? Bo pewnego dnia, kilka nowych, szalenie poważnych celów zalśniło na horyzoncie. Rzeczy obce, takie jak bycie z kimś 24h i dom i pies i kapcie miękkie ze szlafrokiem, stały się bliskie i upragnione. Nie podróże, malowanie, ekstra praca. Jakimś instynktem przetrwania <i>samo się, zrobiło się i jest</i>, ale to nie to, o czym człowiek śnił całe życie. <br />
Więc regres się stał, do wspomnień. Wywlekania tego, co powinno się schować i najgorszej z możliwych, porównania do dziś. I jeszcze to, że w tym porównaniu wypadam sama dla siebie kiepsko. O tym, że pewne drogi nie skrzyżują się już nigdy, jakoś rozum może pomyśleć, ale resztę ogarnia wciąż niepojęte oczekiwanie, które trwa już prawie 9 lat. W końcu moje oczekiwanie na dziecko, zamieniło się w gorzkie porównanie tego co jest, z tym co mogłoby być. Posiadaniem dziecka o ładnym, znajomym imieniu, mieszkaniu w domu na nieodległej ulicy i robieniu tego, co kocham w ramach pracy, zaraz po pracy, z kimś naprawdę bliskim.<br />
<br />
Więc na co dzień <i>na twarz nakładam brokat/ mylą mi się słowa</i> z tego całego oczekiwania, na to co już się nie wydarzy. Piszę maile. Niezdrowe, o pogodzie, które nie powinny nigdy się pojawić. <br />
<br />
<i>Już, już, już nie wytrzymuje tempa<br />Wszystko kurwa skręca<br />Beksa<br />Straszna chała w głowie</i><br />
<br />
Oglądaliśmy <i>Wielkie piękno</i>. Świetny film. Włoskie Dolce Vita. Doskonała muzyka.<br />
Boję się, że jedna ze scen, zmieni się w rzeczywistość. Ta, w której główny bohater dowiaduje się o pewnym pamiętniku. Nie, nie o Jepa się wtedy martwię...<br />
<br />
<br />
Jestem <b><a href="https://www.youtube.com/watch?v=AYOis02tujI" target="_blank">beksa</a></b> ...<br />
<br />
<iframe width="640" height="360" src="//www.youtube.com/embed/AYOis02tujI?feature=player_detailpage" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
<br />
(piosenka ładna, parę słów znajomych)kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-61417472318669882682014-02-25T14:12:00.003-08:002014-02-25T14:12:20.312-08:00Co dzień to atrakcje - Thanks God for youtube!Miał być post o kosmetykach i o tym co już przetestowałam, a co dopiero leży w kolejce. I o kolejnych odkryciach jedzeniowych. Niestety co dzień, to atrakcje. Wczoraj, kiedy przyszłam do domu z zamiarem wystrugania nowej notatki też wydarzyło się "coś".<br />
Mam (niestety) taki syndrom: co masz zrobić dziś, zrób najlepiej wczoraj ;) Wchodzę więc do domu i pierwsze co, to nastawiam pranie. Robię kakao i jak na filmie zgarniam herbatniki. Hajda przed komp. Nie zdążam jednak odpowiedzieć na maile, ponieważ z kuchni (gdzie stoi pralka) zaczynają mnie do mnie docierać niepokojące odgłosy. Pralka postanowiła zastrajkować, zapalić wszystkie swoje diody i zawyć. Ja w kłopocie, zbiornik z wodą nie chce się opróżnić - i co tu robić, kiedy pralka ma wsad z okienkiem, a nie od góry?! Przerobiłam wszystkie programy, włączając ten do samoistnego odpompowywania wody. Dwie godziny i nic. Na szczęście jest internet. Tam jakiś pan opisał nasz problem wraz z rozwiązaniem. Okazało się, że filtr został czymś przytkany i pompa przestała odprowadzać wodę. Było trochę zabawy i kałuż ( w międzyczasie wrócił małż), podnoszenia pralek i strachu. Filtr zatkała chusteczka odplamiająca, która wcześniej dostała się pod kołnierz pralki i pod bębem. Była pierwsza w nocy, kiedy szalałam z radości, że w tym miesiącu, nie będę musiała wydawać 1000 zł dodatkowo. Po szaleństwie padłam na twarz. W końcu za 3,5 h pobódka.<br />
<br />
To powyższe w kwestii usprawiedliwienia i porady, gdyby komuś też przydarzyła się taka historia!<br />
A ode mnie jeszcze parę słów ciążowych.<br />
<br />
Większość ludków, których spotykam, ma za złe rodzinie, że oczekuje od nich posiadania dzieci. Większość ludków, idąc na imprezę rodzinną, nadyma się i szykuje na wojnę, wiedząc, że nie ominą ich pytania o dzidziusia. Odgrażają się palcem i tupią nogami. U nas tak nie ma. Nikt nie pyta, nikt nie spogląda, żadnych aluzji. Nawet moja mama, po której wydaje mi się, że pęka z niecierpliwości i na samą myśl o byciu babcią dostaje zastrzyk energii, milczy. Teściowie - cicho sza. Moja mama odezwała się dopiero w momencie, kiedy to ja pękłam i powiedziałam, "że myślimy". Odetchnęła wtedy z ulgą i powiedziała: " nie chciałam się wtrącać, ale myślę, że to już czas". Nic więcej i to było dobre. Taka po prostu aprobata. I tak, owszem zainteresowanie (ale to już potem).<br />
Z radością czekałam na zeszłe święta, liczyłam, że zaczną nas dręczyć, a my zaczniemy sprawę omijać, przybierając buraczany fason. Niestety nikt nie pytał. A ot miłe jest. I ja bym chciała.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZXrpbDkiQdoZFlNzv4RRd1fS3X7wThkGTMGpTDm9d65wxYa194uZvnstQHz-nPcr1iO-ZKuIy6W5f3h2uRrc1eil96-GMNXDisXlaSPa1JTCgDUkx2EzZC73GGUuwLYDyzJqE9sSelQEE/s1600/Lomogram_2014-02-08_09-03-29-PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZXrpbDkiQdoZFlNzv4RRd1fS3X7wThkGTMGpTDm9d65wxYa194uZvnstQHz-nPcr1iO-ZKuIy6W5f3h2uRrc1eil96-GMNXDisXlaSPa1JTCgDUkx2EzZC73GGUuwLYDyzJqE9sSelQEE/s1600/Lomogram_2014-02-08_09-03-29-PM.jpg" height="320" width="179" /></a></div>
A na koniec, moje miasto, mój balon. Sobotnio.<br /><br />kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-41524813409801684732014-02-19T13:41:00.001-08:002014-02-19T13:54:24.131-08:00Cuksy u Mamuśki i Migdałowej Nie mogłam się oprzeć, żeby nie wziąć udziału <a href="http://dziennik-mamuski.blogspot.com/2014/01/mega-rozdanie-u-czerwonowosej.html?spref=bl" target="_blank">(TU KLIKNIJ)</a> <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgujCXNwtozcErOpNkBrxlrMvHkF9bfGdGEEma_EaIKaqyDFs0P3-qsmK90mMnPC4inKc16_W5oKrLIC7BGObxLzRqb1d7QijJ_z87280ROEhJbMjzQCXaxb6LERGmjFxYnw24e7ey_asI/s1600/DSC_7570.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgujCXNwtozcErOpNkBrxlrMvHkF9bfGdGEEma_EaIKaqyDFs0P3-qsmK90mMnPC4inKc16_W5oKrLIC7BGObxLzRqb1d7QijJ_z87280ROEhJbMjzQCXaxb6LERGmjFxYnw24e7ey_asI/s1600/DSC_7570.JPG" height="298" width="320" /></a></div>
planuję już przybornik na zaś! :)<br />
<br />
I u Migdałowej <a href="http://migdalowamama.blogspot.com/2014/01/cieszmy-sie-z-maych-rzeczy.html" target="_blank">(O TU)</a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrlgJNPyE37muJtD56yTkCX6SPoVfcmG0M5FmGe4ITTR0wKuEYfgS4e6-BQqOGc7ImuODKWQuyPg9tDNdzDBcAcV88YnpZCTPp3n23I1OfTLSbEgRCZZBhlJL-Z0a_UfQlPJWxxOACtQNL/s1600/rozdanie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrlgJNPyE37muJtD56yTkCX6SPoVfcmG0M5FmGe4ITTR0wKuEYfgS4e6-BQqOGc7ImuODKWQuyPg9tDNdzDBcAcV88YnpZCTPp3n23I1OfTLSbEgRCZZBhlJL-Z0a_UfQlPJWxxOACtQNL/s1600/rozdanie.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
<br />
Życzę szczęścia współgraczom!kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-17610276017710276322014-02-16T09:49:00.002-08:002014-02-16T09:57:40.378-08:00Zmiany cz.1W sobotę wybraliśmy się na długi spacer po mieście. Zachęceni ciepłem i słońcem wywędrowaliśmy do centrum i okolic. O jakiż to był wysiłek z naszej strony - biorąc pod uwagę fakt, że odkąd mieszkamy w Nowej Hucie nasze wypady "do Krakowa" (jak dawniej mówili hucianie) ograniczyły się tylko do wyjść do pracy. Pozytywnie zmęczeni, dalśmy sobie na tyle luzu, aby zjeść coś na miejscu a dopiero w drodze powrotnej wstąpić na zakupy. Otóż zakupy to ostatnio u mnie zgroza. I bynajmniej nie chodzi o to, że dużo ciężkie, auta brak i do domu daleko. Nie. Na to patent już się znalazł. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.ikea.com/pl/pl/images/products/vintrig-torba-na-zakupy-koka__0190940_PE344480_S4.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.ikea.com/pl/pl/images/products/vintrig-torba-na-zakupy-koka__0190940_PE344480_S4.JPG" height="320" width="320" /></a></div>
Zakupiłam w Ikea "siatkę-emerytkę" i bez obciachu zasuwam na plac. Moja jest jeszcze ładniejsza, bo z zeszłorocznej kolekcji, w kwiaty. Tu apel. Baby, nie dajcie sobie wmówić, że to jest niefajnie i niemodne - zdrowy kręgosłup to jest najbardziej modna i fajna rzecz jaką możecie mieć. Zwłaszcza jeśli nie macie auta.<br />
<br />
Ale to sprawa daleka od tematu. <br />
A tematem jest wybór produktów spożywczych. Myślę, że nie odkrywam Ameryki, ale kolejny głos poparcia dla dobrej inicjatywy jest ważny.<br />
"Robiąc w książkach" mam dostęp do praktycznie każdej pozycji wychodzącej na rynek. Nie to było jednak powodem do sięgnięcia po tytuł, o którym chcę opowiedzieć.<br />
W pracy spotykam także wielu ludzi o rozmaitych zainteresowaniach. Jeden z nich jest maratończykiem. Biega na takie odległości i w takich warunkach, o jakich mnie, klusce sportowej, zupełnie się nie śniło (np.<a href="http://www.biegrzeznika.pl/">bieg rzeźnika</a>). Przyjaciel tegoż Pana, z którym startuje on w maratonach, ostatnimi czasy zainteresował się zdrowym żywieniem. Wszak sport to zdrowie, tylko wtedy, kiedy jest oparty o stosowną dietę. Jego rozgorączkowane zainteresowanie tematem, to nic dziwnego, ale...Kupił on już piąty egzemplarz książki Julity Bator, <i>Zamień chemię na jedzenie.</i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Bator_Zamienchemienajedzenie_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Bator_Zamienchemienajedzenie_500pcx.jpg" height="320" width="219" /></a></div>
<br />
Wzięłam i ja. I na jednym wydechu przeczytałam. Potem miałam nudności i zawroty głowy i bałam się wejść do sklepu. I obrzydzenie mnie wzięło, jak myślałam o zakupach. A siódmego dnia, po tym jak postanowiłam nie patrzyć na etykietki, tego co jest już w lodówce, w rzeczonej pozostało już tylko światełko, chcąc nie chcąc wyruszyłam na łowy.<br />
Na pierwszy ogień padly takie produkty jak:<br />
- mleko<br />
- makaron<br />
- jajka<br />
- cukier<br />
- mąka<br />
- bakalie<br />
Nie, nie żebym pominęła artykuły najbardziej potrzebne. Po prostu mięso i wędliny to sprawa osobna, na którą uważam, nie będę potrafiła wpłynąć tak mocno, jak autorka książki. Choćby dlatego, że pracuję etatowo i czasu na wycieczki na wieś na świniobicie, nie mam.<br />
<br />
Zaczęłam przeglądać opakowania z myślą, że skoro to dyskont (zakupy najczęściej robię w Biedronce, Lewiatanie i Lidlu), nie ma mowy o normalnym żarciu.<br />
MLEKO:<br />
Otóż pani Bator poleca nam tylko mleko pasteryzowane. Słusznie. Nie mogę się nie zgodzić, ale gdzie szukać? Mleko biedronkowe, znane pod marką Mleczna Dolina, kryje za sobą wielu producentów. Ostatnio dostawcą tego produktu była Mlekowita. Na opakowaniu z żółtą nakrętką (2%) napisano, że mleko pasteryzowano i homogenizowano. Wszystko pięknie, ale ponoć homogenizacja zabija to co w mleku zdrowe i przydatne. Na szczęście na palecie obok czekało na mnie mleko w tej samej butelce (Mleczna dolina 2%) tylko z pomarańczową nakrętką, ale wyprodukowane już przez SM Mlekpol. Mleko to było tylko i wyłącznie pasteryzowane. Produkt znalazł się więc w moim koszyku.<br />
MAKARON:<br />
Podobno makaron powinien składać się z jajek, mąki, wody i soli. Moja mama zawsze powtarzała mi, że jak makaron jest 6jajeczny to to jest niebo w gębie i lepszego nie znajdę. Powtarzała też, że taki sklepowy makaron co to jajek nie widział to nic dobrego, ale mama na kuchni włoskiej się nie zna, a przecież makarony włoskie są makaronami bezjajecznymi. <br />
Jak to się ma do rzeczywistości?<br />
Po pierwsze i niecałkiem trudne: makaron można zrobić samemu. Ma on wtedy tyle jajek i kolorów ile sami zapragniemy i jest to naprawdę niebo w gębie. Wiem, bo mama robiła. Wiem, bo pamiętając ten smak postanowiłam kontynuować tradycję z pomocą techniki i zakupiłam maszynkę do makaronu.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.galeriakuchenna.pl/kategorie/Maszynki_do_makaronu/maszynka%20atlas%20red.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.galeriakuchenna.pl/kategorie/Maszynki_do_makaronu/maszynka%20atlas%20red.JPG" height="304" width="320" /></a></div>
Po drugie i sklepowe: da się znaleźć makaron bez ulepszaczy. Takim makaronem w Biedronce jest makaron "ciemny" zdaje się o nazwie Naturalne ziarna, zawiera on tylko mąkę z pszenicy durum, wodę i sól.<br />
JAJKA:<br />
nie są dla mnie produktem tak zbrzydzającym, jak mięso. Dlatego ich jakość (przynajmniej w wypiekach) mi nie przeszkadza. W sytuacji w której jednak postanowiliśmy dać sobie szansę jako rodzice, podjęłam wysiłek szukania lepszego jaja. Te z biedronki z mety są zdyskwalifikowane. Dlaczego? Ponieważ numer na pieczątce zaczyna się od trójki, a niestety im wyższa numeracja, tym jajko gorsze, bo pochodzi od kury faszerowanej paszą modyfikowaną, więzionej w klatce i "lecącej" całe swoje kurze życie na antybiotykach i hormonach. Na całe szczęście Huta małym handlem stoi i za rogiem jest sklepik Królewskie Jaja, gdzie mogę wybrać czy zjem dziś "zerówkę" czy "jedynkę"<br />
CUKIER:<br />
Że cukier niezdrowym jest wiedzą wszyscy, ale że trzcinowy też potrafią zepsuć, to dowiedziałam się dopiero z książki. Otóż, jeśli kupujemy cukier brązowy należy szukać nierafinowanego, ponieważ brązowy może być także z powodu karmelizacji, która jak i dlaczego jest niezdrowa odsyłam już do książki.<br />
Cukru ciemnego w Biedronce nie znalazłam, zdaje się, że mignął mi on przy okazji Świąt i mylnie zapamiętałam, że jest on w stałej ofercie. <br />
MĄKA:<br />
Mąka biała jest produktem szkodliwym dla naszego organizmu. Od niej tyjemy i stajemy się cukrzykami. Taką tezę prócz pani Bator wysunęło też kilku dietetyków, których książki sprzedaje się w ilościach niezliczonych. Jestem słodyczoholikiem więc ciężko mi mówić źle o dwóch głównych składnich, które pochłaniam nałogowo. Niestety nie da się ukryć, że w momencie, kiedy dany tydzień obrodzi w kluski i naleśniki, na początku kolejnego moja waga zaczyna się chwiać. Ponieważ będąc absolutnie uzależnioną, nie potrafię okleić się od nagrody jaką jest coś słodkiego postanowiłam zamienić to na coś słodkiego-ciut- zdrowszego. W sklepiku z naturalną żywnością zakupiłam mąkę gryczaną, jaglaną, a w Kauflandzie mąkę pszenną razową. Wynikiem czego dzisiaj postał twór półzdrowy- półsłodyczowy, ciasteczka razowe z płatkami owsianymi i czekoladą. Przepis zaczerpnęłam z <a href="http://www.mojewypieki.com/">Moich Wypieków</a> w połączeniu ostatnim postem <a href="http://whiteplate.blogspot.com/2014/02/orkiszowe-ciasteczka-z-czekolada-i.html">White Plate</a> Ponieważ zabrakło mi czekolady, dodałam wiórek kokosowych i sezamu do pełnej wartości w gramach. I tak oto na kratce suszą się:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHI40dWdodKBpAXflSoWLa7Hl-8kZbF8fOHQ7nwVe3Y0QQJ-3rcyGyYJ1s0gExn2XZ1Fvq_ATzjO9IBXMt6JwalAyZmL-koLS0HJwgsyLmTKtSO4Z1zSz7DsWHKRzb5jrtxMDgflH_z_ME/s1600/Lomogram_2014-02-16_05-07-26-PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHI40dWdodKBpAXflSoWLa7Hl-8kZbF8fOHQ7nwVe3Y0QQJ-3rcyGyYJ1s0gExn2XZ1Fvq_ATzjO9IBXMt6JwalAyZmL-koLS0HJwgsyLmTKtSO4Z1zSz7DsWHKRzb5jrtxMDgflH_z_ME/s1600/Lomogram_2014-02-16_05-07-26-PM.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
BAKALIE:<br />
Na dziale z mąką znalazły się także dodatki do ciasta. Ponieważ nigdzie się nie spieszyłam sięgnęłam także i do nich. Niestety zgodnie z tym, co napisała autorka książki, suszone owoce, rodzynki itp procz samych siebie opakowanych w woreczek zawierały jeszcze konserwant: siarkę. Obrzydzona do cna, zakupiłam w sklepiku ekologicznych trochę świeżych daktyli na wagę. Muszę przyznać, że miały moc. Po dwóch daktylach miałam dość cukru na dobre pół dnia. Będę szła tą drogą...<br />
<br />
To oczywiście tylko kawałek relacji z zakupów. Dopiero zaczynam swoją krucjatę produktową. Będę zdawać relację z dalszych odkryć. Mam nadzieję, że z moich poszukiwań skorzystają także "czytacze". <br />
<br />kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-26644116399433645592014-02-14T13:23:00.001-08:002014-02-14T13:23:19.613-08:00Czas "tykającego zegara"Postanowiliśmy mieć dziecko.<br />
Naiwni, przeświadczeni o tym, że to takie proste (w końcu co 10ta nastolatka w Polsce wpada...) postawiliśmy sobie ostateczne ultimatum życia na wolności - czyli CZERWIEC.<br />
<br />
Nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że ani my nastoletni, ani nieodpowiedzialni, ani żadni tacy, co by nam wpaść było łatwo. <br />
Po przeczytaniu paru podręczników robienia dzieci wyszło na to, że przygotowania należy zacząć sporo wcześniej. O zgrozo! trzeba być przy tym świętszym i bardziej zdyscyplinowanym od samego Buddy. I ciało swoje znać. A jak tu znać, jak z reguły to co płynne, chowa się z niesmakiem przed światem?!<br />
Pobieżnie przeczytana (tak, to mój nałóg) ulotka z kursów przedmałżeńskich o naturalnym planowaniu rodziny, pomimo niechęci (chyba zaczerpniętej z mediów!) jednak utknęła w pamięci. O niebywałości! W całości pokrywała się z podręcznikiem "W oczekiwaniu na...". Nagłe oświecenie spłynęło na mnie. Okazało się, że cały swój jakże żalośnie krótki żywot dałam sobie wmawiać, że npr to metoda antykoncepcyjna. A przecież żaden katolik z krwi i kości nie będzie dzieciofobem. Jak już coś to raczej dzieciofanem i każdego potwora z miłością przyjmie. Skąd więc to przewrotne myślenie o tym, że to ma "zabezpieczać"?! To po pierwsze.<br />
Po drugie to coś na usprawiedliwienie. Tak, na biologię chodziłam z równą pasją, co na j.polski (jestem filologiem). Niestety rozdziały o rozmnażaniu przypadałay na klasę czwartą, wiek ciekawski i wstydliwy. I co gorsza oddalony od "prawie 30ki" o lata świetlne. Trochę się zapomniało, a sporo się nie wiedziało i wiedzieć nie chciało. Dlaczego? Bo dzieci też się mieć nie chciało i raczej potwory budziły wstręt. Nie było więc potrzeby studiować internetu i męczyć Rodzica, ani koleżanki ( bo one w większości jednak dzieciów nie mają!) I koza u woza miejsce swe znalazła.<br />
Zakupiłam więc:<br />
- termometr elektroniczny (jakież było moje zdziwienie, gdy pani farmaceutka powiedziała, że rtęciowych już nie produkują!)<br />
- zeszyt a raczej kalendarz i odnotowałam: na blistrze tabletek antydzieciowych pozostało 2.<br />
<br />
Na ostatniej wizycie u Dr.Pipki nieśmiało zacząłam wypytywać o "co i jak". Poinformował mnie, że w większości przypadków wystarczy 2 miesiące do wypłukania hormonów i można startować. Do upragnionego czerwca zdążymy.<br /><br />Dziś w walę-w-tynki, dzień romantyczny bardziej niż bzycząca Noc Kupały, miało być miło i radośnie. Wzięłam wolne, ponieważ wypadało moje badanie w gabinecie dermatoskopii. (Dla niewtajemniczonych, to takie miejsce, gdzie człowiek pod superczuły aparat foto podstawia te i owe pieprzyki i odbarwienia.) Szef, jak i cała załoga w pracy uznali, że to doskonała wymówka na randez-vous z mężem. Niestety - nie tak miał wyglądać ten dzień.<br />
Będąc starym wygą - jak chodzi o to badanie - szłam już na azymut. Raz do roku muszę być wyoglądana na wszelkie sposoby i już. Nie, nie bo lubię. Oglądają mnie wciąż, ponieważ moja skóra lubi produkować kancerogennych przyjaciół, którzy rosną. Kilka lat pod rząd wychodziłam zadowolona, że nic nie ma i że nie będę mieć nowego "robaka" w postaci blizny w jakimś miejscu. Niestety nie tym razem. Kolega po ostatnim badaniu w lipcu zeszłego roku urósł pokaźnie i promieniście, dzięki czemu dostałam polecenie "żeby nie zwlekać". Termin na chirurgii mam na II połowę czerwca. Na kolejne przyglądanie się obcym - na sierpień.<br />
I nie - nie żeby najbardziej martwiło mnie, że wakacji nie będzie - bo będę musiała się ubierać w pełen rękaw w upały, i nie że martwi mnie, że nie popływam w portugalskim morzu czy jakimś innym słonym, co było w planach. Martwi mnie pytanie pani chirurg - czy jestem w ciąży - i podpowiedź, że lepiej żebym nie była, jak będą dziada ciąć. Irytuje i przeraża, że będziemy o ten jeden miesiąc prób do tyłu. Ten naszarpany i negocjowany z trudem.<br />
Tak, to nadal ja. Antydzieciowa i sfrustrowana dzieciochciejka. kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3959725716634505908.post-85659813975203779802014-02-12T14:58:00.001-08:002014-02-12T14:58:16.184-08:00Co ja tutaj robię, oo?!<span data-measureme="1"><span class="null">Skąd i po co?</span></span><br />
<br />
<span data-measureme="1"><span class="null">Skąd? Z blogosfery kreatywnej, która w moim wykonaniu umarła śmiercią naturalną. Umarła bo mnożąc poznanie w sferze nowych dziedzin, na relacje z zachwytów i doświadczeń przestałam mieć czas. Konkretnie: zamiast szyć i tworzyć biżuterię a efekty pokazywać światu, dołączyłam nowe hobby - gotuj jak Julia Child i Gordon Ramsey.</span></span><br />
<span data-measureme="1"><span class="null">Po co? Ano po to żeby się odstresować i stres z kimś (choćby wirtualnie) podzielić. po to także, żeby ktoś inny skorzystał na moich poszukiwaniach, tak jak ja skorzystałam czytając cudze blogi i książki.</span></span><br />
<br />
<span data-measureme="1"><span class="null"> Pomysł, żeby pisać o przyszłym rodzicielstwie nie jest nowy. Co chwilę jakaś zagubiona dusza otwiera pamiętnik ciążowy. Ale po
kolei. Nie jestem mamą i pewnie jeszcze długo nie będę. Powód: co
najmniej kilka...Mój małż. nie chce mieć dziecka "teraz". Martwi mnie to.
Dlaczego? To skomplikowane. Jak się poznawaliśmy to ja byłam zaciekłym
przeciwnikiem ślubów. No i patrzcie co się narobiło. Tym większym
bylam przeciwnikiem dzieci (sic!), a on chciał jednego i drugiego -
przynajmniej z nazwy. Ustaliliśmy taryfę: "że ok", że jak już się na to
zgadzam i jak już ostatecznie (żeby się nie obraził) ubiorę to nazwisko
zupełnie mi obce to da mi 2 lata czasu.</span></span><span data-measureme="1"><span class="null"> A
potem to już albo rybki albo grzybki. Cóż. 2 lata to sierpień tego roku. Tylko, że
ja pewnego dnia wstałam lewą nogą i powiedziałam, że chcę. I od tego
cała awantura się zaczęła.</span></span><br />
<br />
<span data-measureme="1"><span class="null">Zupełnie nie mam pojęcia
dlaczego chcę, ale widok dzieci z zespołami róznymi działa na mnie
jeszcze bardziej pobudzająco. A po przestudiowaniu tych wszystkich "wW
oczekiwaniu na", rozwiały się moje naiwności w kwestii "złotego strzału" i
wpadła myśl, że ambaras może przeciągnąć się do 30chy. Więc...absolutnie
nieszczęśliwa, zrobiłam krowie oczy i po długim, skrapianym łzami
monologu wynegocjowałam "czerwiec". Czas - start na projekt dziecko.</span></span><br />
<span data-measureme="1"><span class="null"><br /></span></span>
<br />
<span data-measureme="1"><span class="null">Ponieważ w żaden sposób nie
osłabiło to moich dzikich zapędów, (jakby dało się takie <i>perpetum mobile</i>
zatrzymać!),to one przekładam na czytanie blogów tematycznych i zaliczanie przed-ciążowych (możliwie wszystkich) atrakcji począwszy od dentysty i
kilku niezałatwionych medycznych spraw. Zaglądnęłam też sobie i lubemu
w talerz...Oraz do kosmetyczki. I poszukuję. Moja przyjaciółka śmieje
się że się doktoryzuję...28lutego to ostatni dzień z blistrem
antykonceptów...I pierwszy "z witaminkami". A potem to już tylko "byle do czerwca".</span></span><br />
<br />
<span data-measureme="1"><span class="null">To będzie przygoda. Frustrująca, ale mam nadzieję, że owocna. O tej drodze do celu i o spotkaniu kropki i pływaka będzie to rzecz. </span></span>kalinahttp://www.blogger.com/profile/12602774282408082485noreply@blogger.com0