piątek, 8 maja 2015

Kiepski bloger

O tym jak kiepskim blogerem jestem, świadczy częstotliwość wrzucanych postów.
Powoli zaczynam otrząsać się ze snu związanego z pierwszym trymestrem. Potworne zmęczenie i senność trochę przeszły, ale mam za to nowe objawy ;)
Powoli także, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy potrzebuje bloga w takiej formie. Czy w ogóle moja ciąża to jest coś, o czym chcę pisać i czym chcę się dzielić ze światem. W tej sprawie jeszcze nie zdecydowałam. Wiem jednak, że samego świata potrzebuję, jak powietrza. Dlatego wybieram się na małą wycieczkę. Powiedzmy sobie, taki ostatni szalony wypad z G., szusowanie po W. w poszukiwaniu książek i nałykaniu się klimatu obcego miasta. Liczę, że mózg mi się przewietrzy i jakoś popchnę wszystko do przodu.

Z frontu brzuchatego:
- dzieć po usg genetycznym w 12 tygodniu okazał się zdrów jak ryba i wskazywał na tendencje bycia Kornelią a nie Stanisławem w stosunku 9:1. Pod koniec maja idziemy na połówkowe i będziemy sprawdzać, czy coś nowego nie urosło między nogami (oby nie!)
- dostaję zadyszki, kiedy wchodzę na 1 piętro sprawdzić pocztę, a pantofle o szerokości mniejszej niż płetwy nie wchodzą w grę.
- tanim kosztem ubiorę się na wesele przyjaciół - jednak ktoś nade mną czuwa i zsyła mi wszystko, co jest na mojej liście życzeń, bo sukienka kosztowała 2 złocisze a jest zjawiskowa. Tylko jak ja wytrzymam w tych ekstra butach (20zł)?! Ale muszę, nie mam zamiaru być mamą-wielorybem. (Nie, to nie są szpilki, żeby nikt sobie nie pomyślał...)
- ogółem, mir z Paniami z SH pozwolił mi wypełnić moją ciążową szafę stosowną ilością ubrań na każdą okazję, które zamknęły się w kwocie 100zł ( o ile nie przesadziłam), zaś dzieć został wyposażony, co najmniej jakby był królową angielską i musiał zmieniać szmatki do każdego z wielu posiłków. Nie ma to jak znajome znajomych. Oczywiście, jeszcze czasem kusi mnie jakaś sukieneczka i daję wtedy upust swojemu instynktowi
- codziennie wieczorem prócz zestawu witamin przyjmuję jeszcze hałd małżowy w postaci masowania mojego brzucha. A tak serio to olejek ze słodnikch migdałów i balsam Palmers przeciw rozstępom, pozwala mi się łudzić, że wrócę do swojego dawnego ciała.
- Robimy porządki domowe. Wyrzucam, oddaję i przyjmuję (ubrania, meble, biżu, torebki i inne rzeczy, które nagle okazały się zbyteczne). Za miesiąc mamy zamiar kupić dziecku szafę. Jeden wydatek, za to gruby... Na liście dzieciowej mamy jeszcze tylko przybory toaletowe, kosmetyki i pieluszki wielorazowe. Cała reszta wydaje mi się zbędnym luksusem...
- rozważam opłacenie położnej. Chcę urodzić maksymalnie naturalnie, bez ZZO, ale może z głupim jasiem (jeśli już), a na pewno bez nacinania krocza, które śni mi się po nocach.
- do innych objawów z książki doszły problemy z pamięcią do spotkań, wszystko-z-rąk-wypadanie i sny intensywne, które pamiętam i które zazwyczaj są okropne.
Na razie to tyle. Do przeczytania! Powoli zaczynam otrząsać się ze snu związanego z pierwszym trymestrem. Potworne zmęczenie i senność trochę przeszły, ale mam za to nowe objawy ;) Powoli także, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy potrzebuje bloga w takiej formie. Czy w ogóle moja ciąża to jest coś, o czym chcę pisać i czym chcę się dzielić ze światem. W tej sprawie jeszcze nie zdecydowałam. Wiem jednak, że samego świata potrzebuję, jak powietrza. Dlatego wybieram się na małą wycieczkę. Powiedzmy sobie, taki ostatni szalony wypad z G., szusowanie po W. w poszukiwaniu książek i nałykaniu się klimatu obcego miasta. Liczę, że mózg mi się przewietrzy i jakoś popchnę wszystko do przodu.

3 komentarze:

  1. Hej :) Co do położnej - moja przyjaciółka rodziła w K. miesiąc temu na Rydygiera i tam jest dom narodzin. Poczytaj sobie - nie trzeba płacić, a poród na maksa naturalny, o ile Cię zakwalifikują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Ja myślałam, że to jest płatne :) Spróbuję się zakwalifikować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Bogu są mężczyźni tacy jak mój, którzy powstrzymują przed zakupami - bo czasem też wpadam w jakiś ubrankowy szał i chciałabym mieć wszystko ;)

    OdpowiedzUsuń