środa, 18 lutego 2015

A miało być tak pięknie...

Mąż mnie zapytał czemu na Kropce jest tak pusto, kiedy to powinien być tak intensywny czas?!
Praca, praca, praca... A po pracy? W tramwaju - śpię. Na stojąco śpię. Widząc łóżko gnam na zbity, z przeproszeniem, pysk i walę się w ubraniu, jak wlazłam - tak leżę. Nawet w pracy przykleiłam się do akwarium w gabinecie szefa i uspokajający rybi plusk ululał mnie w sekundę.
Walczyłam - bezskutecznie, już nie walczę. Poddałam się. Kropka chce spać - śpię. Kropka chce jeść - jem. Opróżniam zamrażarkę (chwała, że jestem chomikiem), oczami na zapałkach klecę kolejny rosół, czy jakiś inny jednogarnkowy badziew, wsuwam i wsuwam się w łóżko. Każdą chwilę, w której moje powieki leżą powyżej źrenicy zamieniam na ogarnianie domu i klecenie obiadów na kolejny dzień słabszczaka.
Mam problemy z toaletą, a brzuch robi się bębenkowaty niezależnie od konfiguracji spożytych pokarmów. Musiałam odstawić moje gastro-ratunkowe-tabletki. Zważam na wszystko, co jem, choć czasami myślę, jakimż to fartem żyje tyle pokoleń ludzi, kiedy ich matki nie wiedziały, tego wszystkiego, co my: paliły, piły, kawę wsuwały i inne frykasy???
Musiałam zakończyć odczulanie, więc jestem narażona na wszystkie infekcje mające początek w nosie. No i w plecy mam 1/4 kuracji :( KROPKO! Tylko nie wykręć nam numeru, bo z tak wielu rzeczy trzeba dla ciebie rezygnować...
Nadal chodzimy na swing. Uparłam się. Obiecałam, ze nie będę za bardzo podskakiwać w pierwszym trymestrze, ani próbować bardziej skomplikowanych figur. Marcin się boi i w piątek mam zapytać dr. Pipki, czy w ogóle tańczyć można, tak "na początku". Werdyktu boję się okrutnie, toć to jedyna rzecz teraz, która mnie trzyma "przy (prze)życiu" tygodnia. Tak naprawdę, to smutno mi najbardziej z tego powodu. (w końcu nie zdążymy wrócić na październikowy semestr Średniozaawansowany - ech...)To było jedno z marzeń, które wreszcie udało się zrealizować. Ale jest KROPKA, a nie można mieć wszystkiego.
Tata Tygrys nie wytrzymał i zamówił misia dla Kropki. Misia, którego studiowałam zaraz po tym, jak się dowiedzieliśmy. Miś, może nie jest najważniejszy, ale taki symboliczny. W mojej wyobraźni i pamięci miś jest nieodłącznym obrazem dziecka. Ja pierwszego dostałam do szpitala, zaraz po urodzeniu. Tygrys wybrał misia z Endo, i kupił mu od razu ubranko. "To tak z okazji walę w tynek, dla Mamy i Kropki". Nie obchodzimy tego zagranicznego Święta, ale T. wykorzystał okazję, by wyrazić swój zachwyt. Łazi teraz za mną z podręcznikiem "do dzieci" i sprawdza wszystkie objawy. :)))
Fakt, faktem, że chyba zaczyna mi wszystko wonieć. Choć objawy te wydają mi się iluzoryczne, ponieważ detergenty,których zazwyczaj używamy, zyskały nowy, kwiatowy zapach, który, myślę, drażniłby mnie, także i bez dzieciora.
Ja też pękłam. Nie mówiłam T. o przesądach związanych z kupowaniem rzeczy wcześnie. Pobiegłam do SH, gdzie widziałam śliczne trampeczki dla maluchów, no bo co, jak co, ale okazje w SH bywają jednorazowe. Żyję teraz z przemożną chęcią paplania o tym wszystkim, jakiegoś idiotycznego obnoszenia się z tym faktem, łażę z kretyńskim uśmiechem na twarzy i mam wrażenie, że o mojej zawartości informuje napis na czole.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz