Skąd i po co?
Skąd? Z blogosfery kreatywnej, która w moim wykonaniu umarła śmiercią naturalną. Umarła bo mnożąc poznanie w sferze nowych dziedzin, na relacje z zachwytów i doświadczeń przestałam mieć czas. Konkretnie: zamiast szyć i tworzyć biżuterię a efekty pokazywać światu, dołączyłam nowe hobby - gotuj jak Julia Child i Gordon Ramsey.
Po co? Ano po to żeby się odstresować i stres z kimś (choćby wirtualnie) podzielić. po to także, żeby ktoś inny skorzystał na moich poszukiwaniach, tak jak ja skorzystałam czytając cudze blogi i książki.
Pomysł, żeby pisać o przyszłym rodzicielstwie nie jest nowy. Co chwilę jakaś zagubiona dusza otwiera pamiętnik ciążowy. Ale po
kolei. Nie jestem mamą i pewnie jeszcze długo nie będę. Powód: co
najmniej kilka...Mój małż. nie chce mieć dziecka "teraz". Martwi mnie to.
Dlaczego? To skomplikowane. Jak się poznawaliśmy to ja byłam zaciekłym
przeciwnikiem ślubów. No i patrzcie co się narobiło. Tym większym
bylam przeciwnikiem dzieci (sic!), a on chciał jednego i drugiego -
przynajmniej z nazwy. Ustaliliśmy taryfę: "że ok", że jak już się na to
zgadzam i jak już ostatecznie (żeby się nie obraził) ubiorę to nazwisko
zupełnie mi obce to da mi 2 lata czasu. A
potem to już albo rybki albo grzybki. Cóż. 2 lata to sierpień tego roku. Tylko, że
ja pewnego dnia wstałam lewą nogą i powiedziałam, że chcę. I od tego
cała awantura się zaczęła.
Zupełnie nie mam pojęcia
dlaczego chcę, ale widok dzieci z zespołami róznymi działa na mnie
jeszcze bardziej pobudzająco. A po przestudiowaniu tych wszystkich "wW
oczekiwaniu na", rozwiały się moje naiwności w kwestii "złotego strzału" i
wpadła myśl, że ambaras może przeciągnąć się do 30chy. Więc...absolutnie
nieszczęśliwa, zrobiłam krowie oczy i po długim, skrapianym łzami
monologu wynegocjowałam "czerwiec". Czas - start na projekt dziecko.
Ponieważ w żaden sposób nie
osłabiło to moich dzikich zapędów, (jakby dało się takie perpetum mobile
zatrzymać!),to one przekładam na czytanie blogów tematycznych i zaliczanie przed-ciążowych (możliwie wszystkich) atrakcji począwszy od dentysty i
kilku niezałatwionych medycznych spraw. Zaglądnęłam też sobie i lubemu
w talerz...Oraz do kosmetyczki. I poszukuję. Moja przyjaciółka śmieje
się że się doktoryzuję...28lutego to ostatni dzień z blistrem
antykonceptów...I pierwszy "z witaminkami". A potem to już tylko "byle do czerwca".
To będzie przygoda. Frustrująca, ale mam nadzieję, że owocna. O tej drodze do celu i o spotkaniu kropki i pływaka będzie to rzecz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz