środa, 12 lutego 2014

Co ja tutaj robię, oo?!

Skąd i po co?

Skąd? Z blogosfery kreatywnej, która w moim wykonaniu umarła śmiercią naturalną. Umarła bo mnożąc poznanie w sferze nowych dziedzin, na relacje z zachwytów  i doświadczeń przestałam mieć czas. Konkretnie: zamiast szyć i tworzyć biżuterię a efekty pokazywać światu, dołączyłam nowe hobby - gotuj jak Julia Child i Gordon Ramsey.
Po co? Ano po to żeby się odstresować i stres z kimś (choćby wirtualnie) podzielić. po to także, żeby ktoś inny skorzystał na moich poszukiwaniach, tak jak ja skorzystałam czytając cudze blogi i książki.

 Pomysł, żeby pisać o przyszłym rodzicielstwie nie jest nowy. Co chwilę jakaś zagubiona dusza otwiera pamiętnik ciążowy. Ale po kolei. Nie jestem mamą i pewnie jeszcze długo nie będę. Powód: co najmniej kilka...Mój małż. nie chce mieć dziecka "teraz". Martwi mnie to. Dlaczego? To skomplikowane. Jak się poznawaliśmy to ja byłam zaciekłym przeciwnikiem ślubów. No i patrzcie co się narobiło. Tym większym bylam przeciwnikiem dzieci (sic!), a on chciał jednego i drugiego - przynajmniej z nazwy. Ustaliliśmy taryfę: "że ok", że jak już się na to zgadzam i jak już ostatecznie (żeby się nie obraził) ubiorę to nazwisko zupełnie mi obce to da mi 2 lata czasu. A potem to już albo rybki albo grzybki. Cóż. 2 lata to sierpień tego roku. Tylko, że ja pewnego dnia wstałam lewą nogą i powiedziałam, że chcę. I od tego cała awantura się zaczęła.

Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego chcę, ale widok dzieci z zespołami róznymi działa na mnie jeszcze bardziej pobudzająco. A po przestudiowaniu tych wszystkich "wW oczekiwaniu na", rozwiały się moje naiwności w kwestii "złotego strzału" i wpadła myśl, że ambaras może przeciągnąć się do 30chy. Więc...absolutnie nieszczęśliwa, zrobiłam krowie oczy i po długim, skrapianym łzami monologu wynegocjowałam "czerwiec". Czas - start na projekt dziecko.


Ponieważ w żaden sposób nie osłabiło to moich dzikich zapędów, (jakby dało się takie perpetum mobile zatrzymać!),to one przekładam na czytanie blogów tematycznych i zaliczanie przed-ciążowych (możliwie wszystkich) atrakcji począwszy od dentysty i kilku niezałatwionych medycznych spraw. Zaglądnęłam też sobie i lubemu w talerz...Oraz do kosmetyczki. I poszukuję. Moja przyjaciółka śmieje się że się doktoryzuję...28lutego to ostatni dzień z blistrem antykonceptów...I pierwszy "z witaminkami". A potem to już tylko "byle do czerwca".

To będzie przygoda. Frustrująca, ale mam nadzieję, że owocna. O tej drodze do celu i o spotkaniu kropki i pływaka będzie to rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz