wtorek, 25 lutego 2014

Co dzień to atrakcje - Thanks God for youtube!

Miał być post o kosmetykach i o tym co już przetestowałam, a co dopiero leży w kolejce. I o kolejnych odkryciach jedzeniowych. Niestety co dzień, to atrakcje. Wczoraj, kiedy przyszłam do domu z zamiarem wystrugania nowej notatki też wydarzyło się "coś".
Mam (niestety) taki syndrom: co masz zrobić dziś, zrób najlepiej wczoraj ;) Wchodzę więc do domu i pierwsze co, to nastawiam pranie. Robię kakao i jak na filmie zgarniam herbatniki. Hajda przed komp. Nie zdążam jednak odpowiedzieć na maile, ponieważ z kuchni (gdzie stoi pralka) zaczynają mnie do mnie docierać niepokojące odgłosy. Pralka postanowiła zastrajkować, zapalić wszystkie swoje diody i zawyć. Ja w kłopocie, zbiornik z wodą nie chce się opróżnić - i co tu robić, kiedy pralka ma wsad z okienkiem, a nie od góry?! Przerobiłam wszystkie programy, włączając ten do samoistnego odpompowywania wody. Dwie godziny i nic. Na szczęście jest internet. Tam jakiś pan opisał nasz problem wraz z rozwiązaniem. Okazało się, że filtr został czymś przytkany i pompa przestała odprowadzać wodę. Było trochę zabawy i kałuż ( w międzyczasie wrócił małż), podnoszenia pralek i strachu. Filtr zatkała chusteczka odplamiająca, która wcześniej dostała się pod kołnierz pralki i pod bębem. Była pierwsza w nocy, kiedy szalałam z radości, że w tym miesiącu, nie będę musiała wydawać 1000 zł dodatkowo. Po szaleństwie padłam na twarz. W końcu za 3,5 h pobódka.

To powyższe w kwestii usprawiedliwienia i porady, gdyby komuś też przydarzyła się taka historia!
A ode mnie jeszcze parę słów ciążowych.

Większość ludków, których spotykam, ma za złe rodzinie, że oczekuje od nich posiadania dzieci. Większość ludków, idąc na imprezę rodzinną, nadyma się i szykuje na wojnę, wiedząc, że nie ominą ich pytania o dzidziusia. Odgrażają się palcem  i tupią nogami. U nas tak nie ma. Nikt nie pyta, nikt nie spogląda, żadnych aluzji. Nawet moja mama, po której wydaje mi się, że pęka z niecierpliwości i na samą myśl o byciu babcią dostaje zastrzyk energii, milczy. Teściowie - cicho sza. Moja mama odezwała się dopiero w momencie, kiedy to ja pękłam i powiedziałam, "że myślimy". Odetchnęła wtedy z ulgą i powiedziała: " nie chciałam się wtrącać, ale myślę, że to już czas". Nic więcej i to było dobre. Taka po prostu aprobata. I tak, owszem zainteresowanie (ale to już potem).
Z radością czekałam na zeszłe święta, liczyłam, że zaczną nas dręczyć, a my zaczniemy sprawę omijać, przybierając buraczany fason. Niestety nikt nie pytał. A ot miłe jest. I ja bym chciała.

A na koniec, moje miasto, mój balon. Sobotnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz